Dwie książki, które warto przeczytać przed końcem roku
W tym roku nie mam dla Ciebie typowego zestawienia najciekawszych książek, które przeczytałem. Mam za to dwie, którym warto poświęcić ostatnie dni roku.
23/11/2025
Kiedy wysyłam to wydanie, do Wigilii został miesiąc i jeden dzień. To jeszcze nie jest czas na podsumowania, choć ten przyjdzie na przełomie roku i warto wykorzystać go mądrze, o czym już pisałem. Grudzień to jednak idealny czas, aby trochę więcej poczytać i oderwać głowę od internetu. Sam preferuję papier, ale dwie książki, które Ci dzisiaj zaproponuję, są dostępne także jako e-booki.
Obie nie są grubymi tomiszczami, a sam mam problem z tym, że księgarnie muszą je przypisać do jakiegoś działu. Wybór padł na Poradniki, ale sposób pisania Olivera Burkemana nie pasuje mi do tej łatki. Gość jest zaprzeczeniem taniego coachingu, a przy tym z ogromną szczerością rozprawia się z kolegami po fachu, których treści też znajdziemy w poradnikowej alejce.
Cztery najbliższe tygodnie to idealny czas, aby wziąć do ręki niewygodną książkę. Dlaczego?
„Cztery tysiące tygodni”
Tę pozycję polecałem Ci już przed rokiem, w czytelniczym podsumowaniu 2023.
Tytułowe cztery tysiące tygodni to czas, który – pisząc zupełnie wprost i nie zdradzając w ogóle tego, o czym jest ta książka – mamy na nasze życie. Średnio oczywiście.
Znajdziesz w niej siebie z niemal każdego etapu życia.
Całość napisana jest bardzo ludzkim, wręcz momentami do bólu siermiężnym językiem. Czy to jest książka coachingową? Absolutnie – nie. Żadnej z polecanych dziś pozycji nie przypisałbym do tej kategorii. Zresztą, jak pisze sam Burkeman: „Trąbienie obniża jakość życia wszystkich dookoła, nie poprawiając sytuacji trąbiącego”, a na koniec dnia „tak naprawdę to nie magia, tylko zwyczajna psychologia zaprawiana kapitalizmem”.
Kiedy już wiesz, co kryje się za enigmatycznym tytułem tej książki, pewnie w głowie pojawiła się myśl, że jej konkluzja to coś z pogranicza rezygnacji, opuszczenia gardy i pogodzenia się z tym, że na wszystko jest już za późno. O ile zdążyła się pojawić, bo „według obliczeń przeprowadzonych przez psychologa Timothy’ego Wilsona jesteśmy zdolni świadomie koncentrować uwagę na około 0,0004% informacji bombardujących nasz mózg”.
W każdym razie, nic bardziej mylnego.
Steve Jobs, podczas swojego słynnego przemówienia do studentów Stanfordu, również z wyjątkową bezpruderyjnością mówił o świadomości swojego końca:
Śmierć jest prawdopodobnie najlepszym wynalazkiem życia. […] Przepraszam, że przedstawiam to w tak dramatyczny sposób, ale taka jest prawda.
Wasz czas jest ograniczony. Dlatego nigdy nie żyjcie życiem innych ludzi.
Burkeman w wielu miejscach popiera ten pogląd, a przy tym spogląda ukradkiem na codzienność współczesnego człowieka i do bólu szczerze pisze:
Najważniejszym wyzwaniem związanym z zarządzaniem naszym ograniczonym czasem nie jest wcale szukanie sposobu, by ze wszystkim zdążyć (bo to się nigdy nie stanie), lecz mądre decydowanie o tym, czego nie robić, i godzenie się ze skutkami.
🔸 Ta sztuka wyboru jest jednym z trzech pomarańczowych znaczników, które umieściłem w tej książce. Zawsze tym kolorem oznaczam najważniejsze, fundamentalne założenia danej publikacji.
Konsekwencje, na które autor wprost zwróci Twoją uwagę, są niemal całkowicie pomijane lub marginalizowane w większości kursów poświęconych produktywności, zarządzaniu zadaniami czy tych, które mają zapewnić nam tytuł „ninja ogarniacza" życia/pracy i skończoności.
Są ustawione na cel.
Tymczasem sztuka wyboru skupia się na wartości inwestycji, na którą zawsze składa się suma jej kosztów.
Bo, gdy chodzi o Twoją firmę, zapewne liczysz te koszty bardzo skrupulatnie. Inaczej – a wiem to także po sobie – jest, gdy chodzi o prywatny czas. Czas, który się kurczy.
Odbywa się to stopniowo, aż w końcu – jeśli wierzyć siedemdziesięcio-i osiemdziesięciolatkom – mamy wrażenie, że miesiące zamieniają się w minuty. Trudno sobie wyobrazić okrutniejszy układ: nie dość, że nasze cztery tysiące tygodni nieustannie upływają, to im mniej nam ich zostaje, tym szybciej je tracimy.
🔸 Współzależność to mój drugi pomarańczowy znacznik, ponieważ na nic zda się opanowanie obsługi wszystkich popularnych metodyk projektowych czy zmienianie co roku narzędzia do zarządzania zadaniami, jeśli zapomnimy o skończonym czasie, w którym to robimy.
Burkeman zaczyna ten wątek od historii z 1934 roku:
Mumford w swoim opus magnum z 1934 roku, „Technika a cywilizacja”, dowodzi, że samo wynalezienie silnika parowego prawdopodobnie nie wystarczyłoby do rozpoczęcia rewolucji przemysłowej – potrzebny był także czasomierz.
Można powiedzieć, że próbujemy zaradzić przeładowaniu obowiązkami, dodając sobie obowiązków. To tak, jakby do zalanego silnika w ramach jego naprawy, nadal dolewać wody, nazywając to #lifehackiem.
Pewnie znasz to pojęcia. Burkeman też.
„Zwróć uwagę na specyficzną sugestię mieszczącą się w terminie „life hack”. Jakby należało traktować życie niczym wadliwy mechanizm wymagający modyfikacji, dzięki którym przestanie funkcjonować nieoptymalnie.”
Jako fani technologii znamy to doskonale. Sam znam to dość dobrze, ponieważ przez lata tkwiłem w pułapce planowania każdej minuty życia, przez co – sporo tego życia przeleciało przez cyfrowe aplikacje, które obiecywały całkiem sporo czasu z niego odzyskać.
„Sięgałem po ulubione rozwiązanie maniaków produktywności, czyli przeprojektowywałem swoją listę zadań i zmienisz ustawienie przedmiotów na biurku”.
Więcej odniesień do technologicznej warstwy i pułapkach, w które najczęściej wpadamy, jako fani technologii, mówię w jednym z ostatnich odcinków podcastu, który jest uzupełnieniem tego wydania →
Świadomość współzależności, którą mamy nie tylko z innymi, ale także w ramach własnych żyć – z różnymi ich obszarami – jest kluczowa, ponieważ pozwala nam nie ulegać przekonaniu, że:
„inwestując emocjonalnie w tezę, iż pewnego dnia twoje wysiłki zostaną nagrodzone spokojem ducha.
Osiągniesz go tu i teraz, mimo natłoku zobowiązań”.
Sportowcy doskonale o tym wiedzą. Nie zostają maratończykami z dnia na dzień, ale dopóki nie zaakceptują swojej aktualnej formy i tego, że są w nieustannym procesie jej doskonalenia, nie nauczą się regulować oddechu, a co za tym idzie – biegać wydajniej, by startować w zawodach szybciej i zdrowiej. Przeszedłem tę drogę i dopiero gdy zaakceptowałem to, że to nie tylko dla medalu czy wyniku staję na linii startu, wszystko szło jak po gruzie.
Gwarantuję, że jeśli wdrożysz superambitny system zarządzania czasem, nie tylko nie rozprawisz się ze swoją listą zadań, ale nawet nie tkniesz najważniejszych pozycji, które się na niej znajdują.
Wypieranie rzeczywistości jest przepisem na porażkę.
🔸 Trzeci znacznik postawiłem przy temacie sztuki twórczego zaniedbywania.
Wiesz, dlaczego tak dużo jest teraz dookoła nas toksycznej narracji o wypaczonym pojęciu dbania o swój własny dobrostan? Czyli o takim podejściu, które z nudy także czyni etap dochodzenia do upragnionego celu, gdzieś tam, wysoko na szczycie listy zadań?
No właśnie dlatego, że i Ty i ja, już nawet z nicnierobienia potrafimy zrobić #challenge.
Burkeman niezwykle celnie to ujmuje:
„Dużo powszechniejszym problemem jest jednak nuda, która często pojawia się bez wyjaśnienia. Coś, co zdecydowaliśmy się zrobić, bo nam na tym zależało, nagle staje się tak porażająco żmudne, że na myśl o poświęceniu tej rzeczy jednej więcej chwili skupienia robi się nam niedobrze. Stało się bowiem celem”.
Tymczasem im jestem starszy, tym bardziej rozumiem, że z tej perspektywy lenistwo nie tylko jest wybaczalne, ale stanowi wręcz obowiązek.
„Jeśli satysfakcja odczuwana przez starszego mężczyznę delektującego się lampką wina jest bez znaczenia – pisze Simone de Beauvoir – to produkcja i bogactwo są pustymi mitami. Nie mają wartości, jeśli nie może po nie sięgnąć jednostka żyjąca szczęśliwie”.
I właśnie po to nam wszystkim potrzebne są – hobby.
Pisał o tym szeroko i trafnie Przemek, ale również Burkeman zwraca uwagę na ich prawidłowe rozumienie. Bo widzisz, hobby nie jest kolejnym projektem w programie do zarządzania projektami. Nie podejmujemy się go w ramach konkretnego procesu, który nam doprowadzić nas do doskonałości.
„Hobby zagrażają wszechobecnej kulturze produktywności i wydajności w jeszcze jeden sposób: nie tylko nie jest niczym złym być w nich miernym, jest to wręcz wskazane. […] Zajmowanie się czymś, w czym nie ma się szans być wybitnym, pozwala wyzwolić się na chwilę od nerwowej potrzeby dobrego wykorzystywania czasu. Przyzwolenia na gonienie za daremnym. I ta wolność pozwalająca nie przejmować się, że jestem do bani, jest czymś niesamowitym”.
„Cztery tygodnie dla Ciebie”
Najnowsza książka Olivera tylko z pozoru ma podobny tytuł do tej pierwszej. I to właśnie śmiało od niej, możesz zacząć końcem tego roku.
Zwłaszcza, że jest tak samo bezpruderyjna jak pierwsza, krótka, a dodatkowo autor daje Ci wybór. Możesz przeczytać ją naraz, a możesz przez cztery tygodnie. Dzień w dzień przechodząc przez spostrzeżenia Burkemana i wierz mi – tą drogą warto pójść.
Oliver, znając już jednak swoich czytelników z alejki Poradniki, spodziewa się końca tej wycieczki.
„Jeśli ta książka wydała ci się inspirująca, to na tym etapie nabierzesz ochoty na przełomowe decyzje. Będzie cię korciło, żeby zacząć wszystko od nowa i ogłosić, że od dziś – albo od przyszłego tygodnia, kiedy uporasz się z różnymi ważnymi sprawami – już zawsze będziesz działać zupełnie inaczej. Warto oprzeć się tej pokusie – to perfekcjonistyczne podejście do imperfekcjonizmu i przepis na rozczarowanie. Nasze ograniczenia sprawiają, że nie da się zacząć wszystkiego od nowa: już tu jesteś, w tym momencie, ze wszystkimi doświadczeniami, które cię ukształtowały, z taką, a nie inną osobowością, z określonymi zasobami i wyzwaniami”.
🔸 Imperfekcjonizm, powinien być koszmarem sennym guru produktywności i taniego coachingu. Dlatego przy nim postawiłem w tej książce pierwszy znacznik.
To trzeba było w końcu jakoś nazwać, a termin zaproponowany przez Burkemana jest o wiele lepszy niż „self-care”, ponieważ mówi wprost, że nie dążymy do żadnego idyllicznego celu. W ogóle nie mówi o nas wprost, ale o rzeczywistości, która – no właśnie – nie była, nie jest i nigdy nie będzie idealna.
Właściwie to przez tytułowe cztery tygodnie odkrywamy z autorem różne odcienie imperfekcjonizmu, z każdym kolejnym zdając sobie sprawę, jak szalenie często próbujemy zrobić z naszych żyć – perfekcyjną aplikację, która zapewne w 2024 roku powinna być sterowana nie tyle przez nas, ile przez jaką zewnętrzną inteligencję, która zaprowadzi nas do osiągnięcia stanu zero.
Czyli do momentu, gdzie wszystko jest idealne, zadania pozamykane, a na horyzoncie nie widać żadnego nowego projektu.
🔸 Drugi znacznik trafił na stronę, która zawiera krótki wycinek życia jednego z redaktorów Washington Post:
„Jeśli już podejmujemy jakieś działanie, wkładamy w nie więcej trudu, bo mamy wrażenie, że nasze starania są szlachetne same w sobie. Takie przekaz dostajemy od wczesnego dzieciństwa: ‘Moją mamę zawsze bardzo denerwowało, kiedy jej zdaniem robiłem coś na pół gwizdka’,
czytamy w anonimowym komentarzu
do jednego z artykułów „Washington Post”.
Dziś mam czterdzieści osiem lat, doktorat i sukcesy zawodowe i wciąż uważam, że niewiele jest rzeczy wartych tego, żeby robić je na cały gwizdek”.
Czy chodzi zatem o to, aby być miernym?
Gdy w sali pełnej najlepszych graczy w ramach Twojej ulubionej gry, jesteś tym, który zawsze pyta: „A dlaczego tak?” – zdecydowanie nie. To twoja rzecz, a dzięki zaangażowaniu, które świadomie w nią inwestujesz, w późnym kapitalizmie dość szybko masz szansę być tym, który z sali wyjdzie jako ostatni.
Ale gdy chodzi o odśnieżenie podjazdu, to może niekoniecznie dobrym pomysłem będzie zarywanie nocki, aby odnaleźć na forum najlepszą, automatyczną odśnieżarkę ze wsparciem dla AI. Prościej wziąć po prostu łopatę.
A w technologicznej bańce uwielbiamy z podejściem 200/100 przesadzać gdzie tylko się da.
🔸 Trzeci znacznik postawiłem przy anegdocie o japońskiej sztuce parzenia herbaty.
Burkeman zwraca tam uwagę na niezwykłość, z pozoru zwykłych relacji. Tych samych, które niebawem spotkamy przy rodzinnym stole i choć z boku będą przypominały te sprzed roku, nie będą tymi z grudnia 2023.
„Jak uczy nas istota japońskiej ceremonii parzenia herbaty:
Wielką uwagę należy poświęcić spotkaniom herbacianym, które można określić słowami „jeden raz, jedno spotkanie”. Nawet jeśli gospodarz i goście widują się często, to spotkania z danego dnia nie da się nigdy dokładnie powtórzyć. Z tej perspektywy spotkanie to istotnie zdarza się jeden raz w życiu”.
I tego Ci już teraz życzę.
Takiej uważności w tym „absurdalnym, przerażająco, obraźliwie krótkim życiu”, jaki mamy.
Książka „Cztery tysiące tygodni”
Książka „Cztery tygodnie dla ciebie”
Przechodzimy do Porady tygodnia oraz moich rekomendacji.
Porada tygodnia
NepTunes dla macOS
Skoro ostatni odcinek podcastu poświęciłem muzyce, to pozwól, że porada też będzie jej dotyczyła.
Makowa aplikacja NepTunes autorstwa Adama Różyńskiego jest czymś w rodzaju „kontrolera” Apple Music czy Spotify.
Potrafi między innymi:
wyświetlić okładkę lub tytuł aktualnie odtwarzanego utworu czy albumu w estetycznej, minimalistycznej formie na Biurku (nawet, jeśli obie aplikacje są jednocześnie otwarte),
scrobblować utwory do last.fm,
a do tego Adam zapewnia jeszcze od groma innych opcji personalizacji wyglądu mikro odtwarzacza.
NepTunes znajdziecie w App Store →
Na co ostatnio trafiłem?
🛋️ DO KAWY
20 najpopularniejszych haseł w Polsce → Pytania? Brak.
DuckDuckGo uruchomiło nową funkcję — prywatny czat SI → umożliwia on użytkownikom korzystanie z technologii sztucznej inteligencji bez obaw o gromadzenie danych osobowych czy śledzenie aktywności.
Humanoidalny artysta malarz, sprzedał swoje dzieło za… → 1,08 mln USD. Obraz stworzony przez sztuczną inteligencję, przedstawiający brytyjskiego informatyka i łamacza kodów Alana Turinga, został sprzedany na aukcji w nowojorskim domu aukcyjnym Sotheby’s.
Apple Music Classical zyskało wsparcie dla CarPlay oraz Siri →
Rozpoznawanie muzyki w iOS wskaże, gdzie słyszeliśmy utwór →
🎧 PODCASTY I KINO
Joanna Stern powraca do Johna Grubera, aby porozmawiać o naszych nowych „najlepszych przyjaciołach”, chatbotach AI → świetna rozmowa!
„Ghostwriter” → W temacie książek i seriali dla całej rodziny polecam odświeżyć sobie „Ghostwriter” od Apple TV+. To niezobowiązująca produkcja, doskonale wpasowująca się w zimowy klimat. [SERIAL]
☕️ ZE ŚWIATA KAWY
Jutro, w niedzielę 24 listopada ukaże się nowy odcinek mojego drugiego, kawowego podcastu „Kawa. Bo czemu nie?”.
Tym razem będzie to propozycja dla wszystkich tych szukających inspiracji na świąteczne prezenty, którymi chcą obdarować miłośników kawy.
🎙 MÓJ NAJNOWSZY PODCAST →
#363 – Brzmienie Apple →
#362 – Książka, która burzy teorie produktywności →