O czym myślę, kiedy myślę o bieganiu
Pierwszy raz biegać wyszedłem czternaście lat temu. Potem ważyłem 100 kg i nigdy miałem do tego nie wrócić. Poznaj historię maratończyka, który miał skończyć na wózku. Moją historię.
02/11/2024
Niedawno zamknąłem sezon biegowych startów w 2024 roku, pokonując po raz czwarty dystans Półmaratonu Królewskiego w Krakowie w czasie 1 godziny i 40 minut. Udało mi się poprawić poprzednią życiówkę, ale nie o walce o czasy dziś będzie. Na zakończenie głównych startów w tym roku chcę opowiedzieć Ci, jak z dzieciaka, którego znakiem rozpoznawczym było zwolnienie z WF, zostałem maratończykiem. Ta opowieść miała ukazać się za jakiś czas, ale wierzę, że osobno, w skróconej wersji, choć jednej osobie może pomóc. Spisałem to także po to, abyś nie musiał/-a popełniać moich błędów!
Niekoniecznie w bieganiu.
„Jestem zwolniony”
To właśnie zdanie pamiętam z całej szkoły podstawowej, gimnazjum, liceum i początku studiów najmocniej.
„Jestem zwolniony”.
30% uczniów w polskich szkołach mówi co roku podobnie, posiadając zwolnienia z WF. Wychowanie fizyczne i jego program oczywiście pozostawiają wiele do życzenia, ale także nie o nich jest ta opowieść.
Byłem otyłym dzieciakiem. Nie winię za to rodziców, bo robili, co potrafili. Nie winię też restauracji ze złotymi łukami, która była akurat po drodze z parafii. W każdą niedzielę. Wystarczyło, aby niewinna tradycja zestawu ze „szczęśliwym posiłkiem” stała się przyczyną otyłości w wieku 9 lat. Zwolnienia z WF były mi przedstawiane jako jedyna opcja, abym nie był narażony na drwinę kolegów. Nikt wtedy nie mówił i nie pisał o zdrowiu psychicznym, nie stosował hashtagu #mental w mediach społecznościowych, bo te nie istniały. Nie było kultury sportu wśród dzieciaków, a rodzice nie zapisywali nas na treningi tenisa. Nie wrzucali też do internetu zdjęć z siłowni, ani szkolnych zawodów. Nikt też nie dzielił się swoją historią publicznie, bo uznawano to za obciach.
Do dziś pamiętam, jak przez lata walczyłem z bezwarunkowym odruchem odciągania od brzucha koszulki w upalne lato, aby ta nie zdradzała faktycznej „formy” brzucha.
Biodro siedemdziesięciolatka
Kolejny rozdział tej historii to ciemna poczekalnia Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu i głos lekarza, który do mnie (siedzącego już wówczas na wózku inwalidzkim w gabinecie) oraz rodziców, wypowiedział słowa:
„Złuszczenie głowy kości udowej prawej jest tak duże, że od teraz nie chodzisz. Robimy operację. Wkładamy druty i za pół roku wrócisz do chodzenia”.
Dziś medycyna pozwala już leczyć tego typu schorzenia i przeciwdziałać im lepiej i mądrzej. Wtedy była to po prostu rzeźnia. Zwłaszcza dla młodego chłopaka, który ostatnie, o czym marzył to spędzić prawie miesiąc w łóżku, będąc grubym, a potem uczyć się z tym wszystkim chodzić od nowa.
Tak jednak było.
Moja panewka i staw biodrowy przypominały kształtem nieruchomy ostrokąt. Lekarze zrobili swoje, a dzięki determinacji moich rodziców trafiłem pod najlepszą z dostępnych wówczas w Polsce parę rąk. Operacja się udała, ale okres rehabilitacji, który zaczął się tak naprawdę od procesu wybudzenia się z narkozy tuż po niej, pamiętam nie jako drogę do bohaterstwa. To był jeden wielki ból i dawki morfiny, które młody organizm ledwo był w stanie znieść.
Fakt, że na nowo stanąłem na nogi, zawdzięczam tak naprawdę Pawłowi, przyjacielowi rodziców, który w wypadku samochodowym (wjechał pod TIR) miał zmiażdżone obie nogi, a mimo tego wrócił do sportu i chodzenia. Jego odwiedziny trzymały mnie jako tako psychicznie, ale daleko było mówić, że byłem na dobrej drodze do budowania życia i formy od zera.
Przełom nowego millennium w Polsce to nadal były lata, w których na wytworzenie mazi w stawie biodrowym podawano galaretki z mięsa (tzw. studzieninę), a nie konkretne leki czy zastrzyki. Nie muszę zatem dodawać, że waga tylko rosła, nie ułatwiając mi roboty.
Ta historia powinna teraz skręcić w stronę zostania biegaczem, ale nie skręci.
Drzwi
Kiedy już odstawiłem kule i zacząłem w miarę normalnie chodzić, był środek zimy. Koniec stycznia. Wróciłem do podstawówki po prawie roku nauczania w domu, a koledzy zaakceptowali jakoś bardziej fakt, że „Jestem zwolniony” ma jakiś konkretny powód. Z czegoś wynika. W ogóle ta operacja stała się wymówką na wszystko. Trochę na życie, a przynajmniej tak mi ją przedstawiono.
Była niedziela. Rodzice poszli do jednego z supermarketów na zakupy, a ponieważ lubiłem dział z klockami LEGO, wybrałem się z nimi.
Szybko stamtąd nie wróciłem.
Wchodząc drzwiami obrotowymi na teren sklepu, poślizgnąłem się na błocie pośniegowym, upadłem, a drzwi wciągnęły dość szybko operowaną i nadal zadrutowaną w biodrze nogę. A potem…
Potem był krzyk, karetka i lawina źle podjętych decyzji. Począwszy od właścicieli powierzchni handlowej, przez sanitariuszy a skończywszy na lekarzu z Izby Przyjęć, który gdy mnie zobaczył wraz ze złamaniem podkrętarzowym kości udowej (to wtedy, gdy kość mija się z samą sobą, dodatkowo obracając, ale nie przebija skóry uda) tuż pod zadrutowanym biodrem – powiedział wprost:
„Amputacja”.
Gdyby nie upór rodziców, którzy postawili wszelkie pieniądze i podjęli ryzyko wypisania mnie w takim stanie na własne żądanie, a następnie pokryli koszty transportu do Prokocimia – na pewno można byłoby już zakończyć tę historię.
Dalej sprawy działy się już szybko. Operacja rekonstrukcji gości udowej trwała wiele godzin następnego dnia. Obrzęk był gigantyczny, całą kość trzeba było wzmocnić wielkim (tak, kolejnym w tej historii) gwoździem na wiele miesięcy. Nie chodziłem pół roku.
Tym razem dosłownie.
Szkielet
Po dwóch latach, kolejnym roku nauki z domu, jako tako dreptałem. To upór (i pieniądze, czego nie ma sensu ukrywać) oraz umiejętności już dwóch najlepszych lekarzy dziecięcych w tym kraju sprawiły, że noga wróciła do racjonalnego kształtu, choć po dziś dzień pozostaje o 12 mm krótsza od lewej. Biodro nigdy nie odzyska pełnej rotacji zewnętrznej.
Dalej otyłość w dość szybkim czasie wczesnej nastoletniości doprowadziła mnie na koniec przeciwległego bieguna skrajności. Tak bardzo chciałem zredukować wagę, że prawie zredukowałem samego siebie. Wpadłem w anoreksję, nie jadłem, straciłem prawie całą tkankę mięśniową. Na koniec gimnazjum przypominałem szkielet, a jeśli doliczyć do tego fryzurę przypominającą efekt porażenia prądem – było ciekawie.
Tamten okres z jednej strony pamiętam, jako pierwszą lekcję charakteru, który jak się okazało, że jeśli ma przed sobą cel, często wybierze jego osiągnięcie najkrótszą z możliwych drogą. Po trupach do celu, ale tam dojdzie. Wtedy nie wiedziałem, że dwadzieścia lat poźniej temu uporowi będę zawdzięczał wspaniałe życie, gdy już nauczę się go obsługiwać.
Pierwszy bieg
Miałem tak dość samego siebie, że gdy trafiłem po raz pierwszy na książkę Harukiego Murakamiego pt. „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” – wystarczyło. To były też początki popularności iPodów i Apple w Polsce, czyli początek świadomego budowania kariery skupionej dookoła technologii, a jak wiemy Apple i sport od zawsze szły w parze.
Za odłożone pieniądze kupiłem więc pierwsze buty biegowe Nike, iPod Shuffle z klipsem i poszedłem biegać. Zrobiłem chyba wszystko źle, co można było, ale nigdy nie zapomnę poczucia pędu powietrza podczas tamtego, letniego biegu. Prawie wyzionąłem płuca, a kumpel, który wówczas widział mnie na zbiegu tuż obok tego McDonald's, który pamiętam z dzieciństwa napisał potem tylko tyle w SMSie: „To wyglądało bardzo źle. Coś sobie zrobisz”.
Potem przyszły studia, a pierwsze podpalenie się do biegania szybko umarło.
Głowa
W czasach pierwszej pracy na etacie przypominałem typowego technologicznego nerda, o ile takowy istnieje. W szczycie ważyłem 104 kg i wiedziałem, że to ostatni dzwonek, aby wziąć się za siebie. Był rok 2016.
Wróciłem do małej pomarańczowej książki Murakamiego i zobaczyłem podkreślone lata wcześniej zdanie:
„Jeśli przeżywam rozczarowanie, wykorzystuję je do udoskonalenia siebie. Zawsze żyłem w taki sposób. Przyswajam po cichu wszystko, co mogę, i oddaje to później światu. […] Skupienie i wytrwałość różnią się od talentu, ponieważ można je zdobyć i doprowadzić do perfekcji przez trening.
Naturalną koleją rzeczy uczymy się koncentracji i wytrwałości, siadając każdego dnia za biurkiem i szkoląc się w zwracaniu uwagi tylko na jedną czynność. Przypomina to w dużej mierze trenowanie mięśni”.
Również – wystarczyło.
Właściwie dalsza część tej historii to jedno słowo: Naprawianie.
To ten talent mam na pierwszym miejscu w teście Gallupa. To właśnie umiejętność retrospekcji, udzielania informacji zwrotnej i przekłuwania jej na lepsze jutro doceniam najbardziej u bliskich oraz u klientów. To właśnie świadomość tego, że porażka jest zaledwie początkiem czegoś większego, o czym jeszcze nie wiem – pozwala mi wstać i wyjść na kolejny trening. Albo odpuścić gdy trzeba i cieszyć się chwilami pełnymi hyggelig z Żoną, czego nauczyłem się z czasem.
Adaptacja
Ostatni śródtytuł to właściwie nazwa tej spośród wszystkich umiejętności, która w mojej ocenie jest obecnie najcenniejsza. Nie chodzi mi tylko o rynek pracy, ale o bycie człowiekiem. Pokazała nam to pandemia kilka lat temu, ale też przyspieszająca z roku na rok pod wieloma aspektami codzienność.
Adaptacja. Gotowość na nieprzewidywalne.
Na poważnie zacząłem trenować końcem 2016 roku. Chodziłem do biura i wracałem z niego na nogach. Przez 8 miesięcy. Czy lało, czy wiało czy było srogo na minusie. Z podcastami w uszach, do których wtedy wróciłem, o których dziś uczę studentów i które dziś nagrywam, a z mówienia, podcastingu, technologii i szkoleń całkiem nieźle żyję. Oczywiście to tylko część całej układanki, ale zdecydowanie ta ulubiona. Podcasty dały mi więcej praktycznej wiedzy niż jakikolwiek uniwersytet czy szkoła. Do dziś nazywam je największym, globalnym uniwersytetem świata. To dzięki nim poznałem Michała Szafrańskiego, któremu zawdzięczam tak wiele, że nie tylko z finansowego punktu widzenia lepiej i w lepszym momencie nie mogliśmy trafić na siebie. Zresztą jego historia po złamaniu dwóch nóg jednocześnie i przebiegnięciu później maratonu mocno ze mną rezonowała i obaj wiemy, że choć wtedy się nie znaliśmy, tak miało właśnie być. Nadal lubię zabrać na trening dłuższy podcast, choć nie robię tego zawsze.
16 km każdego dnia pieszo było krokiem pierwszym do trwałego zrzucenia ponad 40 kg wagi i rozpoczęcia przygody z bieganiem na poważnie. Do tego trening siłowy, którego i tak było za mało, co nie będzie dla Ciebie zapewne zbyt dużym zaskoczeniem. Gdy już moja waga wynosiła 75 kg (dziś ważę niezmiennie 67 od kilku lat, a waga startowa to 65-66 kg) – zacząłem popełniać każdy możliwy błąd początkującego biegacza.
Wychodzę z założenia, że im szybciej takie błędy się popełni, tym szybciej, używając Naprawiania, można iść w górę.
Pierwszy bieg (Business Run) z medalem na mecie przebiegłem w 2017 roku. To były piekielne 4 km. Dodatkowo miałem na ramieniu iPhone’a, przewodowe słuchawki i pierwszego Apple Watcha, który bez telefonu niczego nie potrafił. Na starcie jakiś doświadczony biegacz powiedział mi: „Ziomek, jeszcze sobie plecak załóż z laptopem!”… Miał rację. Nigdy po tym starcie nie przebiegłem nawet kilometra z telefonem i wybrałem minimalizm sprzętowy. Apple Watch + AirPods Pro to dla mnie zestaw idealny i tak wiem, że Garmin potrafi więcej. Dla mnie jednak dwa urządzenia nie mają sensu, a Apple Watcha i tak używam od 10 lat każdego dnia.
Rok później, już pod okiem trenera, przebiegłem pierwszy półmaraton w niecałe 2 godziny i nie mogłem uwierzyć na mecie. Myślałem, że ktoś dał mi medal przez pomyłkę. Poważnie! Chciałem im go oddać.
Potem przechodziłem okresy skrajnego przetrenowania, aż w końcu wypadły mi na raz trzy dyski i znowu lekarz dał mi wybór:
„Albo operujemy i wzmacniamy kręgosłup, albo ryzykujesz paraliżem i próbujesz fizjoterapii. O bieganiu zapomnij”.
Dodatkowo nadmienię, że procentowo wyglądało to tak: operacja wzmocnienia na stałe metalem kręgosłupa mogła się nie powieść (bo np. chirurg miałby zły dzień) co oszacowano na 20% szansy, a 80% szansy gdy jej nie zrobię miałem na to, że stracę czucie w dolnej części ciała w trakcie wychodzenia z tej kontuzji bez operacji. Na przykład wstając z łóżka.
Dzięki temu, że mam niesamowite szczęście do otaczania się właściwymi ludźmi (Dziękuję Dominik.) wybrałem – naprawianie na moim zasadach, czyli fizjoterapię. Najlepszą, jaką dało się znaleźć. Trzy miesiące później wszystko wróciło do normy i przerosło oczekiwania lekarzy.
Choć trafiałem też na takich, którzy powiedzieli mi parę lat wcześniej, że „bieganie jest dla zwierząt, a ja już jestem kaleką”.
Podobnie było kiedyś ze złamaniem zmęczeniowym piszczeli (prawej…), które miało goić się dziewięć tygodni, ale dzięki pomocy fizjoterapeutów i absurdalnej ilości przeciekawych ćwiczeń – wyzbierałem się do żywych i wróciłem na trasę po niecałych sześciu.
Nigdy po sytuacji z dyskami nie porzuciłem treningów Core & Strength (nawet w podróży), wzmocniłem swoje ciało tak radykalnie, że kiedy mój ortopeda co dwa lata analizuje posturografię oraz skład całego działa mówi to samo:
„Twoje ciało, mięśnie, a nawet kości po prostu zaadaptowały się do tego, co im serwujesz. To spotyka się bardzo rzadko i mało kto jest w tym tak uparty”.
Dodam, że nie mam też części mięśnia czworogłowego prawego uda (nawet wliczając ten przeszczepiony), a mimo ograniczeń ciało nauczyło się radzić sobie z różnymi kompensacjami w trakcie biegu i treningów.
Murakami pisze o bieganiu tak:
„Moim zdaniem część z nas biega wcale nie dlatego, że chce żyć dłużej, ale dlatego, żeby przeżyć życie najpełniej”.
Dziś mogę się podpisać do jego wnioskiem, choć zrozumiałem to dopiero 2 lata temu. Gdy zacząłem biegać wolno, kontrolować tętno i inne parametry, aby móc biegać szybciej – w zdrowy sposób poszły za tym wyniki.
W tym roku wystartowałem w Maratonie Wiedeńskim i ukończyłem go z czasem 3 godzin i 58 minut. Pierwszy maraton w życiu. Z dużym zapasem i kontrolą. Zarówno po, jak i na drugi dzień wiedziałem, że niebawem zrobię to ponownie. Więcej na temat moich przygotowań do maratonu opowiadałem w 335. odcinku podcastu →
We wrześniu poprawiłem czas na 10 km w Warszawie kończąc z wynikiem 44 minuty.
A w październiku Półmaraton Królewski w Krakowie zamiast przebiegłem w 1 godzinę i 40 minut. Ponad 5 minut poprawy do 2023 roku.
Każdy z tych biegów pokazał mi, że najlepsze dopiero przede mną i póki nie sprawdzę, co to jest, to się nie dowiem.
Nie mam pretensji do przeszłości, bo dała mi to, co mam najlepsze dziś – świadomość mocnych stron, super mocną głowę i bliskich, którzy rozumieją i są obok, „gdy muszę” przekroczyć kolejną granicę. A także, gdy trzeba powiedzieć mi, że wcześniej zrobimy przystanek. Albo krok wstecz, aby zmienić nieco trasę i pójść jeszcze wyżej.
I ma to zastosowanie jednakowo w sporcie, budowaniu finansowej niezależności na długie lata oraz każdej mniejszej decyzji, bo głównie z nich przecież składa się nasza codzienność.
Jedyne, nad czym mam kontrolę to:
Pilnowanie głowy, bo to najcenniejsze co mam i tu bardzo przydaje mi się stoicyzm, o czym mówiłem szerzej tutaj →
Używanie mojego zamiłowania do budowania trwałych nawyków i rutyn, aby podtrzymać zdrowy trening.
I traktowanie biegania, jako drogi której każdy odcinek jest niesamowitą przygodą.
A także – ciągłe uczenie się siebie.
Nauka musi być konkretna, nawet jeśli jest mikroskopijna.
– Haruki Murakami –
Nic lepiej nie podsumowuje w wielu aspektach mojego życia niż powyższe słowa. I za takie dziękuję losowi każdego dnia i w ostatnich miesiącach każdego kolejnego roku.
2025 to będzie dobry rok. Znowu się czegoś nauczę!
Któryś jednak będzie tym ostatnim. Mam nadzieję, że w ten dzień wyjdę pobiegać.
You can knock me down, but I get up twice as strong.
– Sir Lewis Hamilton –
Przechodzimy do Porady tygodnia oraz moich rekomendacji.
Porada tygodnia
Jak włączyć Apple Intelligence na Macu?
Jak pewnie wiesz w ramach udostępnionej w tym tygodniu aktualizacji do macOS 15.1 Sonoma, pomimo ogólnego braku Apple Intelligence na iPhone’ach i iPadach w Unii Europejskiej i Chinach – w Polsce AI działa na macOS!
Jak je włączyć krok po kroku opisał mój redakcyjny kolega Maciek, więc odsyłam do jego tekstu →
Od siebie dodam, że Apple zezwala na uruchomienie Apple Intelligence na Macu, ponieważ w rozumieniu regulacji unijnych, platforma Mac nie jest uznana za monopolistę.
Apple oficjalnie potwierdziło kiedy AI będzie dostępne na iPhone’ach i iPadach!
Firma udostępni Apple Intelligence w kwietniu 2025 roku, prawdopodobnie wara z premierą iPhone’a SE 4. generacji.
Na co ostatnio trafiłem?
🖥️ PREMIERY APPLE
Za nami tydzień premier Apple w dziale komputerów Mac. Wszystkie, wstępnie, nowości omawiam w najnowszym odcinku podcastu. Dobrego odbioru!
🛋️ DO KAWY
Apple przejmuje Pixelmator → I to jest największe przejęcie od czasów, gdy firma z Cupertino kupiła Beats. Jestem bardzo ciekawy, jak potoczą się losy załogi Pixelmatora, która dołącza teraz do Apple i samych aplikacji, które od lat – umówmy się – wyglądają, jakby to Apple je projektowało. Wielokrotne nagrody i uznanie klientów (w tym moje) tylko to potwierdzają. To co? Może powrót Aperture z tym co najlepsze od Pixelmatora pod maską?
W USA planują wprowadzenie zasady „click-to-cancel”, aby ułatwić rezygnację z subskrypcji →
Anguilla zarabia dodatkowe dochody z opłat za rejestrację domeny .ai, napędzane boomem na sztuczną inteligencję. → W ub.r. dochody Anguilli z opłat za rejestrację domen internetowych wzrosły czterokrotnie do 32 mln USD!
Bogaty czy zamożny? → Podpisuje się pod każdym słowem Krzyśka.
Śledzące parametry w adresach URL, czyli o fbclid i tym podobnych →
🎧 PODCASTY I KINO
10 słówek i zwrotów, które powinny być bardziej znane w Polsce! →
O co chodzi w Halloween? → Opowiada chyba najlepsze małżeństwo z polski mieszkające w autobusie szkolnym, który uczyni swoim mobilnym domem w USA. Polecam z całego serducha! [WIDEO]
Moi znajomi zbudowali w 14 dni Sokoła Millenniumu → i robi niesamowite wrażenie. Mam na liście na przyszły rok. [WIDEO]
☕️ ZE ŚWIATA KAWY
W najnowszym odcinku mojego kawowego podcastu „Kawa. Bo czemu nie?” zabieram Cię wspólnie z moim gościem w podróż do – Japonii.
Jaki pod kątem kawy i nie tylko, jest kraj słynący z największego skrzyżowania pieszego na świecie, czyli Shibuya?
🎙 MOJE NAJNOWSZE PODCASTY →
#359 Nowe komputery Mac z Apple M4! →
#017 – Japońska scena kawowa →
Prawdziwą siłę możemy odnaleźć w naszej słabości.
Run Forest, run! :)
Dziękuję za ten wpis.
👏 Brawo młody! Bardzo ładnie, wychodzi na to, że sam sobie życie uratowałeś. Klasa!